środa, 30 marca 2016

Kurwa, wycofaj się powoli.
Bardzo dojrzałe, Kaulitz.
Nie muszę być wiecznie dojrzały.

Ostatnim czego się spodziewał tego dnia, to ujrzeć swoją byłą dziewczynę. Nie miał pojęcia co robiła w Niemczech i dlaczego musiała pojawić się akurat teraz. Dotychczas żył w przekonaniu, że zniknęła już raz na zawsze z jego życia. Dużo łatwiej było, gdy nie musiał na nią patrzeć każdego dnia. Miało mu to pomóc w zapomnieniu. Ironią losu był fakt, że pojawiła się dzisiaj w tym samym miejscu co on. Dokładnie dzień po tym, gdy wraz z Madeleine stworzyli swój „pakt zapomnienia”. Życie zdecydowanie nie zamierzało w dalszym ciągu go oszczędzać. Został wystawiony na kolejną próbę i postanowił właśnie uciec. Chciał po prostu odwrócić się i niezauważalnie odejść jak najdalej. Mało obchodziło go, czy będzie to odpowiednim zachowaniem, które przystoi dorosłemu mężczyźnie. Nie miał zamiaru się z nią spotykać i udawać, że wszystko jest w porządku. Wolał nadal być tchórzem niż bawić się w sztuczne uprzejmości. Bo nic nie było w porządku. Kochał ją jak głupiec, zrobiłby dla niej wszystko. Do tej pory nie potrafił zrozumieć, jak mogła z tego zrezygnować. Jak mogła wybrać karierę. Mimo iż sam miał świadomość tego, jak wiele wyrzeczeń niesie za sobą sława. On również niegdyś gonił za swoimi marzeniami i poświęcił wiele, by je spełnić. Nigdy jednak nie mógłby zrezygnować ze swoich wartości. Nawet jeśli zdarzyło mu się w tym wszystkim zagubić, zawsze koniec końców, umiał odnaleźć się na nowo. To co było dla niego najistotniejsze w życiu, pozostało w nim do dziś, nigdy o tym nie zapomniał, nigdy się tego nie wyrzekł. Wciąż pamiętał jej słowa. Odbijały się echem w jego głowie. Wracały jak przeklęty bumerang. Budziły na nowo złość, niezrozumienie, żal. Bo ani przez chwilę nie wierzył, że nie mogła mu dać tego czego potrzebował. Ani przez chwilę nie wierzył, że mogliby nie być szczęśliwi. Że ona nie mogłaby być jego szczęściem. Wszystko mogła. Wszystko. Tylko nie chciała. Myślał o tym już tak wiele razy, że w końcu zaczął czuć się wykorzystany. Dał jej od siebie tak wiele a ona po tym, tak po prostu odeszła. Zostawiając go z miłością. Miłością, którą nie mógł się dzielić.

Nadal ją kochasz, idioto.
Zacisnął dłonie w pięści, gdy dopadł go natłok myśli i powracających uczuć z przeszłości. Śmieszne było to, że choć nie chciał jej widzieć, choć chciał uciec… i tak w głębi pojawiało się światełko nadziei, że może wróciła dla niego. Może pokochała go na tyle mocno, że postanowiła wszystko rzucić tylko po to, aby móc z nim być.
- Tom? – Poczuł, jak paznokcie wbijają mu się w skórę, gdy dotarł do niego jej głos. Zdał sobie sprawę, że chociaż planował stąd zniknąć, nie uczynił nawet jednego kroku. Po prostu stał cały czas w miejscu, niemal w bezruchu. Sparaliżowany własnymi myślami. I teraz też bał się choćby odwrócić w jej kierunku. Pomogła mu w tym, sama po chwili stając naprzeciwko niego. Jakieś nieznane uczucie oblało go całego, z góry na dół, gdy ujrzał jej słodką twarz. Dokładnie taką samą, jak wtedy, gdy widział ją po raz ostatni. Patrzyła na niego swoimi niebieskimi oczami a on nadal potrafił dostrzec w nich coś więcej niż tylko kolor. W tym momencie nie potrafił już dłużej być na nią zły za to co mu zrobiła. Był nawet pewien, że gdyby teraz poprosiła go o wybaczenie… zrobiłby to. Wybaczyłby jej. Wybaczyłby, że odeszła od niego, aby mógł być szczęśliwy.
- Cześć… - Sam nie wiedział, jak udało mu się wykrztusić z siebie ten jeden, krótki wyraz. Niemniej cisza, która trwała między nimi wydawała mu się zbyt długa i musiał ją jakoś przerwać. Skoro jednak nie uciekł, powinien stanąć na wysokości zadania. Tylko co właściwie w takiej sytuacji mógłby więcej uczynić?
- Co u ciebie? – zapytała niepewnie. Na jego twarz automatycznie wpłynął wymowny uśmiech a on sam z trudem powstrzymał się, by nie wybuchnąć śmiechem. Czuł się idiotycznie. I działo się dokładnie to, czego się spodziewał. Dystans, który zrodził się między nimi wprowadzał sztuczność. Obydwoje chcieli zachowywać się, jakby pogodzili się z tym, co się między nimi wydarzyło.
- W porządku – mruknął, dobrze wiedząc, że blondynka wcale nie oczekuje od niego głębszej wypowiedzi. – a u ciebie? Co robisz w Niemczech?
- Praca…
- No tak, praca – powtórzył, bardziej do samego siebie niżeli do niej. Może właśnie takiej odpowiedzi potrzebował. Tej, która pozbawi go złudzeń. – No cóż… To powodzenia. Oby wszystko ułożyło się po twojej myśli – dodał już znacznie głośniej, nie zamierzając przedłużać ich spotkania. Wszystko było jasne, nie czuł potrzeby, aby męczyć się w tej niezręcznej sytuacji. Wydawało mu się, że Majka chciała coś jeszcze dodać, ale najprawdopodobniej z tego zrezygnowała, ponieważ dostrzegł jedynie jak jej wargi rozchylają się nieznacznie. Patrząc na jej ponętne usta musiał zdobyć w sobie wiele samozaparcia, by nie zrobić czegoś głupiego. Nie mógł, więc dłużej stać przed nią i pozwalać na to, żeby budziły się w nim dawne uczucia.
Nie zwlekając, wycofał się powoli, pozostawiając ją samą sobie. Nawet jeśli mogłoby to potoczyć się zupełnie inaczej, lepiej, że tak się nie stało. Miał przecież zapomnieć, uwolnić się. Obiecał to sobie i Madeleine. A stojąc twarzą w twarz z kobietą, którą pokochał całym sercem… Jedyne na co miał ochotę, to cofnąć czas i zrobić wszystko, by nigdy od niego nie odeszła. Ponownie tego dnia zacisnął pięści, zmierzając do swojego samochodu. Całkowicie zapomniał już, po co w ogóle tutaj przyjechał. Teraz chciał jedynie się stąd ulotnić, aby móc na nowo poskładać swoje chaotyczne myśli i uczucia. Musiał doprowadzić się do porządku i to, jak najszybciej.
Nim jednak zdążył wsiąść do samochodu, rozdzwonił się jego telefon. Wtedy też uświadomił sobie, jaki miał cel zjawiając się w tym miejscu. Sophie.
- Tak?
- Cześć, Tom. Dzwonię, żeby cię uprzedzić… Nie mogę się wyrwać z pracy. Będę wolna dopiero wieczorem, niestety – Znajomy głos po drugiej stronie znacznie dodał mu otuchy. Niewiele trzeba było, żeby poczuł się lepiej. Nie potrzebował wspomnień o dawnej miłości, nie potrzebował niczego żałować. Nie musiał tęsknić i wylewać łez. Bo wciąż miał swoje życie, wciąż otaczali go ludzie, którym na nim zależy i to ze wzajemnością. Nadal miał przed sobą przyszłość i nadzieję na swoje małe szczęście.
- W porządku. Może, więc wpadniesz do mnie? – zaproponował, nie chcąc tracić okazji, by się z nią zobaczyć. Pierwszy raz zapraszał ją do swojego mieszkania, ale zupełnie nie zwrócił nawet na to uwagi. Potrzebował dziś zobaczyć jej przyjazna twarz. Przy okazji, to był dobry moment, by poznała Madeleine.
- Właściwie… czemu nie – W jej głosie mógł wyczuć lekkie zawahanie, lecz mimo to, zgodziła się. Mógł odetchnąć z ulga a na jego twarz wpłynął subtelny uśmiech.
- To świetnie, więc będę na ciebie czekał.
- W porządku. Do zobaczenia, Tom – pożegnała się z nim, po chwili też zakończając połączenie. Gitarzysta westchnął głęboko chowając telefon do kieszeni. Odruchowo jeszcze spojrzał w kierunku, gdzie przed paroma minutami rozmawiał z Majką. Dziewczyny jednak już tam nie było. Nie spodziewał się chyba, że będzie sterczała jak kołek i czekała na niego, bo być może jakimś cudem zechciałby wrócić… Nie. Potrzasnął głową chcąc odgonić od siebie te wszystkie niepożądane myśli i czym prędzej wsiadł do swojego samochodu. Od razu włączył swoją ulubioną muzykę licząc na to, że pozwoli mu się ona zrelaksować, następnie zapiął pasy i odjechał z parkingu, zmierzając prosto do domu.

`

Z uczuciami jest jak falami w oceanie, kiedy odpływają, oddychasz z ulgą licząc na to, że najgorsze masz już za sobą… I nie spodziewasz się, że w każdej chwili mogą wrócić ze zdwojoną siłą. Tak było też  w przypadku Madeleine. Do tego dnia, była przekonana, że udało jej się pozbyć swoich uczuć raz na zawsze. To złudzenie jednak tworzyło się tylko dlatego, że nie miała styczności z człowiekiem, w którym te uczucia utkwiła. Owa sytuacja jednak nie mogła przecież trwać wiecznie. W końcu musiała stanąć z nim twarzą w twarz i wtedy nagle nie było już tak przyjemnie. Jej pewność siebie ulotniła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Serce ponownie zaczęło bić według swojego, niezrozumiałego rytmu. Myśli w głowie szalały a ona nie wiedziała co ze sobą zrobić. Stała przed nim, jak największa sierota tego świata, uciekając wzrokiem we wszystkie możliwe strony. On również nie spodziewał się zastać ją samą w domu. Przez chwilę nawet myślał, by się wycofać. Ale cały czas pamiętał rozmowę z Tomem i wiedział, że nie może całe życie uciekać. Musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Sam tego potrzebował. Czuł, że w końcu nie wytrzyma tej presji i zrobi coś głupiego. Każdego dnia niewiele brakowało mu do wybuchu. Musiał to zmienić, spróbować chociaż naprawić swoje błędy. Czasu nie cofnie, ale przecież pozostaje jeszcze teraźniejszość i co ważniejsze, przyszłość.
- Jak się czujesz? – Przerwał panującą między nimi ciszę. I choć to pytanie mogło wydawać się głupie, było szczere. Trudno było mu zacząć jakąkolwiek rozmowę z nią po tak długiej przerwie, którą właściwie sami sobie zafundowali. Zapominając przy tym również o więzi jaka ich łączyła. Obydwoje pozwolili by miłosne nieporozumienia naruszyły również ich przyjaźń. Relację, która była dużo ważniejsza w życiu, nawet od największej miłości tego świata. To uczucie przychodzi i odchodzi, ludzie się zmieniają… wszystko się zmienia. A prawdziwa przyjaźń ma to do siebie, że pozostaje na zawsze. O ile jej na to pozwolimy. Zawsze najtrudniej jest zbudować coś trwałego, niezwykłego… lecz stracić można to w ciągu chwili. I nagle budzimy się z nurtującą pustką na duszy.
- Normalnie – mruknęła wzruszając przy tym obojętnie ramionami. Nie miała pojęcia o co konkretnie mu chodziło i w sumie, to lepiej dla niej. Nie chciała, ani nie czuła się na siłach, by na nowo się przed nim otwierać. Zdecydowanie było na to dla niej zbyt wcześnie. Wciąż czuła żal, którego nie umiała się z siebie wyzbyć. Wiedziała, że powinna to zrobić, by móc powrócić do pełnej normalności… To jednak było silniejsze. – Chcesz coś do picia? Tom pojechał się spotkać z dziewczyną, więc nie wiem o której wróci – dodała po chwili, starając się cały czas zachowywać w miarę naturalnie. Nie mogła jednak ukryć w sobie tego spięcia, które sama odczuwała, aż nad to. Bill również to dostrzegał, ale nie dziwiło go to jakoś bardzo. Nie spodziewał się przecież, że wszystko nagle będzie jak dawniej. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli chce odzyskać jej zaufanie, albo chociaż odrobinę sympatii, będzie musiał na to ciężko zapracować. Pytanie tylko, czy Madeleine mu na to pozwoli.
- Z tą Sophie, tak? To coś poważnego? – Podjął temat z nadzieją, że ten pozwoli im obojgu nieco się rozluźnić.
- Myślę, że ją lubi… ale to tylko przyjaźń – stwierdziła cicho, po czym od razu go wyminęła, by wstawić wodę w czajniku. Musiała robić cokolwiek, by tylko nie stać bezczynnie i czuć na sobie jego przeszywającego spojrzenia. Doprowadzało ją to do szału. Chciała, żeby teraz po prostu zniknął. Bill jednak miał wyraźnie inne plany, ponieważ zaraz usiadł przy kuchennym stole a ona w dalszym ciągu mogła czuć, jak ją obserwuje.
- Nadal nie może zapomnieć o Majce…
- Przestań – rzuciła nerwowo przez ramię. Nie potrafiła z nim rozmawiać, jak gdyby nigdy nic się nie stało a on ewidentnie do tego dążył. W dodatku chyba nie zauważał jak bardzo temat spraw sercowych jego brata jest dla nich nieodpowiedni. To prawie jakby rozmawiali o sobie i własnych przeżyciach. – Przyszedłeś rozmawiać ze mną o problemach swojego brata? Chyba trochę się przeliczyłeś myśląc, że to przejdzie – Odwróciła się w jego kierunku posyłając mu swoje rozzłoszczone spojrzenie.
- Wiem, przepraszam. Po prostu… Nie wiem, czy już mogę przejść do tematu dotyczącego nas – wyjaśnił spoglądając na nią niepewnie. Jego wzrok w połączeniu ze słowami sprawił, że przeszył ją zimny dreszcz. Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć ani, jak się zachować. Nie wpadła na to, że Bill mógłby chcieć podejmować się takiej rozmowy. – Nie planowałem też, że to będzie właśnie dzisiaj…
- Wtedy też nie planowałeś… - Nie dokończyła swojej wypowiedzi uznając, że po pierwsze nie powinna a po drugie, to było zbyt oczywiste i wcale nie musiała tego robić. – W każdym razie, przecież nie mamy o czym rozmawiać, Bill. Wszystko jest jasne.
- Tak bardzo jasne, że nie jesteś w stanie nawet spojrzeć mi w oczy – rzekł dobitnie jednocześnie podnosząc się ze swojego miejsca, by podejść do niej. Wszystkie jej mięśnie spięły się, jak na zawołanie, gdy stanął tuż przed nią a jej nozdrza wypełnił znajomy zapach perfum. Musiała oprzeć się rękoma o blat, by zachować równowagę i jakkolwiek nad sobą zapanować. – Madlen… Wiem, jak bardzo cię zraniłem i cholernie tego żałuję. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić… nie zasłużyłaś na to wszystko. Nie mam odwagi prosić cię o wybaczenie, bo nawet sam sobie nie potrafię tego wybaczyć…
 - O mój Boże, przestań… - szepnęła desperacko czując, że jeszcze kilka słów i wybuchnie przed nim płaczem. Nie wiedziała co właściwie chciał tym osiągnąć, ale z pewnością udało mu się na nowo rozdrapać w niej rany a co gorsza wspomnienia. – Żałujesz tego, że dzięki tobie czułam się szczęśliwa, ważna, kochana… nawet jeżeli mnie nigdy nie kochałeś, taka się czułam. Tego żałujesz. Nie tego, że mnie skrzywdziłeś. Żałujesz, że w ogóle kiedykolwiek zbliżyliśmy się do siebie. Żałujesz każdego pocałunku, każdego czułego gestu, każdej wspólnej nocy… Nigdy tego nie chciałeś.
- Madlen… - Jedyne na co go było w tej chwili stać to wypowiedzenie jej imienia i to głosem, który zdecydowanie odmawiał mu posłuszeństwa. Chciał teraz wyrzucić z siebie wszystko, każde najmniejsze uczucie. Chciał być w tym momencie najszczerszym człowiekiem na ziemi a potem po prostu wpić się w jej słodkie usta i przekazać jej w ten sposób wszystkie swoje emocje. Ale nie potrafił tego zrobić. Kolejny raz to w nim ugrzęzło. Zablokował się. I pozostała tylko jedna myśl – tak będzie dla niej lepiej. Nie mógł znowu rozwalać jej życia. Bo przecież nigdy nie będzie dla niej tym kim chciałaby, żeby był.
- Nie zaprzeczysz… - zacisnęła mocno wargi, gdy w oczach stanęły jej łzy. Nie mogła już znieść tych emocji. Odepchnęła go, by mieć wolną drogę i po prostu odeszła, kierując się prosto do łazienki. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i zjeżdżając po nich na zimne kafelki, dała w końcu upust swoim łzom mając pewność, że nikt tego nie zobaczy.

And who do you think you are?
Runnin' round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart
You're gonna catch a cold
From the ice inside your soul
So don't come back for me
Who do you think you are?*

- Kurwa… - Wokalista zaklął pod nosem opierając się rękoma o blat szafki, w który również teraz wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem. Znowu był wściekły na siebie. Sam miał ochotę zrobić sobie krzywdę i może to byłoby najlepszym rozwiązaniem tej całej sytuacji, bo przecież cokolwiek nie czynił, próbując wszystko naprawić i tak było gorzej. Naprawdę chciał ją tylko chronić przed samym sobą. Nie mogło jednak obejść się bez kolejnych bolesnych ciosów. Chyba nigdy w swoim życiu jeszcze nie skrzywdził kogoś na kim mu zależało tak wiele razy… najgorsze było to, że działał wbrew sobie. Bo gdyby miał być zgodny z samym sobą, swoimi uczuciami, myślami… Wszystko wyglądałoby inaczej.
- Bill? Czemu się modlisz nad moimi szafkami? – Drgnął przestraszony słysząc znienacka głos brata. Teraz na pewno ma przechlapane, jeśli Tom zobaczy do jakiego stanu znowu doprowadził Madeleine. Westchnął ciężko odwracając się niepewnie w jego kierunku. Gitarzysta uniósł swoje brwi, przyglądając mu się z uwagą. Ewidentnie wyczuwał, że coś było nie tak. – Gdzie Madi?
- Chyba powinienem już pójść – mruknął posępnie, co pozwoliło domyślić się Tomowi, że jego brat spotkał się już z dziewczyną i nie skończyło się to dobrze. Nie miał jednak już siły, by znowu prawić mu kazania. Czuł się zrezygnowany w tym przypadku. Miał ochotę jedynie żałośnie jęknąć z rozpaczy nad nimi. – Chciałem z nią pogadać, przeprosić… cokolwiek, by było lepiej, Tom. Ale nie mogę jej dać tego, czego potrzebuje. Nie chcę już jej więcej krzywdzić, nie chcę… - mówił w pośpiechu, podchodząc do niego bliżej a w jego ciemnych oczach mógł dostrzec łzy. – To mnie już dawno przerosło… Nie umiem nawet sprawić, by było lepiej… Proszę, zrób coś… Niech o mnie zapomni, niech będzie szczęśliwa i nigdy już przeze mnie nie płacze, proszę… Ja nie potrafię tego naprawić…
- Poddajesz się? – Spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Tak po prostu? I myślisz, że wszystko załatwię za ciebie? Czy, że to rozwiąże się samo? Uwierz, ja robię wszystko, by była szczęśliwa. I nie musisz mnie o to prosić. Tylko, że ja nie mam czego naprawiać, Bill. Bo to nie ja spierdoliłem – oznajmił ze stanowczością. Było mu żal brata, ale nie mógł mu pozwolić się załamać i odpuścić. On po prostu musi wziąć to wszystko na siebie. Musi się z tym zmierzyć, choćby miał się męczyć przez lata. – Kochasz  ją? – To pytanie z dziwnym trudem przeszło mu przez gardło i zaskoczył tym chyba nie tylko siebie, ale i również Billa, który aż rozchylił usta z wrażenia.
- Ja… Kocham Anę – szepnął po chwili ciszy drżącym głosem i niewiele myśląc, wyminął brata kierując się do wyjścia.  To nie była odpowiedź. Wiedzieli o tym obydwoje. Mimo to żaden z nich nigdy tego przed sobą nie przyzna. Ani przed nikim innym.
Pozwolił mu wyjść sam zostając z własnymi myślami i uczuciami. Ten dzień nie mógł być już lepszy. Miał nadzieję, że chociaż w domu zastanie trochę spokoju i będzie mógł poczuć się lepiej po spotkaniu ze swoją byłą dziewczyną, ale jest zupełnie odwrotnie. Jedynym pocieszeniem może być to, że gorzej już nie będzie. Prawdopodobnie. Bo przecież nawet i do tego nie może mieć pewności.
Odetchnął głęboko, zbierając w sobie wszystkie siły i odwrócił się, zmierzając w kierunku pokoju Madeleine. Nie zastał jej jednak w nim. Już miał zaczynać się martwić, kiedy dziewczyna sama zdecydowała się pokazać, wychodząc z łazienki. Wydawała się być zaskoczona jego widokiem. Mimo że doprowadziła swoją twarz do porządku i nie było na niej widać śladu po łzach, które przed chwilą wylewała w samotności, jej oczy znowu ją zdradziły.
- Życie bardzo nam dziś utrudnia dotrzymania obietnicy, co? – uśmiechnął się do niej lekko, robiąc jednocześnie kilka kroków w jej stronę. – ale damy radę, prawda? – dotknął jej policzka, gładząc go delikatnie opuszkami swoich palców. Szatynka skinęła twierdząco głową, odpowiadając tym na jego pytanie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielką czuła ulgę, gdy był przy niej. Wielki ciężar spadł jej z serca, gdy go tylko zobaczyła. Wiedziała, że wszystko co złe, zostało za jego plecami. Był jej tarczą ochronną. Wszystkim, czego teraz potrzebowała.
- Teraz na pewno… - zadeklarowała przytulając się do jego piersi. Objął ją swoimi ramionami, ciesząc się w duchu, że jest dużo silniejsza niż się spodziewał.
Będzie dobrze, jeszcze kiedyś będzie dobrze. Może nawet już jutro…

***
*Christina Perri – Jar of Hearts
***
Drogi Czytelniku, 
będzie mi bardzo miło, gdy zostawisz swoja opinię w komentarzu.

Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.

***

Zapraszam do obserwacji mojego spisu FFTH oraz strony na facebook

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz